Blog

 

25.09.2021

Brazylia

Świat składa się z kradzionych rzeczy.

Cała własność to jedno wielkie złodziejstwo,

a ci, którzy ukradli najwięcej,

ustanawiają prawa dla całej reszty.

[…]

Rozmowa stryja Donaciano z siostrzenicą Isabel – przyp. aut.]

Wykorzystałaś tego chłopca. Nie doradziłbym ci tego, ale masz rację, pewnej części życia nie da się przeżyć, korzystając z rad starszych. Pewne rzeczy robi się przez przekorę, wbrew zasadom. Nie ma dorastania bez wybuchów, bez cierpienia. Prymitywne narody w swojej mądrości uważają cierpienie za najważniejsze w inicjacji. Dobrze, moja droga, przeszłaś inicjację. Wybrałaś się na plażę i poderwałaś narzędzie do okaleczenia siebie. Wykorzystałaś to żywe narzędzie, żeby stać się kobietą. Zrobiłaś to poza mną i postąpiłaś ładnie, stosownie. Ale dalsza znajomość toczyłaby się na oczach moich, twojego znakomitego ojca i naszego środowiska. A nawet, jeśli wierzysz w to, co wpajały ci zakonnice, na oczach twojej drogiej matki, naszej świętej pamięci ukochanej Cordelii, która ze łzami w oczach spogląda na ciebie z nieba.

[…]

Odbyliśmy z nią długą ciekawą pogawędkę podczas spaceru po plaży aż do końca posiadłości Leme'ów i z powrotem — na temat katolickiego komunalizmu kontra marksizmowi. Doszliśmy do wniosku, że obie teorie są donkiszotowskie.

[…]

Tristao [jeden z dwóch głównych bohaterów opowieści – przyp. aut.], zawsze byłeś niepoprawnym marzycielem. Zawsze wierzyłeś w duchy, w bajki. Wydaje ci się, że twoje życie to historia, która zostanie opowiedziana w innym świecie. Myślisz, że aniołowie zapisują ją na górze, maczając pióra w płynnym złocie. A naprawdę nie ma nic oprócz brudu, głodu i wreszcie śmierci. Przynajmniej podziel się z rodziną zawartością tych worków [rzeczy z ograbionego domu stryja Isabel – przyp. aut.].

[…]

Dla mężczyzny bezinteresowność to znaczy kochać, zrezygnować z obrony w wojnie przeciwko wszystkiemu — powiedział Tristao. — Miłość kobiety jest samolubna. Miłość leży w jej naturze, dawanie i branie oznacza dla niej to samo, podobnie jak dla mężczyzny początek i koniec pieprzenia. Kobieta musi kochać, tak jak mężczyzna musi nienawidzić.

[…]

Prawdziwy Brazylijczyk — uzgodnili radośnie między sobą — jest niepoprawnym romantykiem — porywczym, niepraktycznym, hedonistycznym, a mimo to idealistycznym, szarmanckim i pełnym życia.

[…]

Brazylia ma niewielu przywódców; Portugalczycy nie zaprowadzili w Nowym Świecie dyscypliny i rygoryzmu takiego jak Hiszpanie. Jeśli nie byliśmy tak okrutni i niemal brutalni, to dlatego że jesteśmy zbyt leniwi, żeby mieć jakąkolwiek ideologię. Kościół okazywał zbytnią pobłażliwość; nawet klasztory były burdelami.

[…]

Była dla mnie odkryciem — stryj Donaciano mówił dalej. — Od śmierci twojej drogiej matki Isabel minęły cztery lata; poza rzadkimi wizytami u raparigas — wyłącznie dla higieny fizycznej — żyłem w czystości, najpierw przyzwoicie przestrzegając żałoby, a potem z przyzwyczajenia. Eulalia — bo tak miała na imię, na wypadek gdybyś nie pamiętała — Eulalia przeobraziła mnie w kogoś, kim nie byłem nigdy przy twojej matce z powodu jej wielkiej skromności, a mianowicie w zmysłowego mężczyznę. Po raz pierwszy zrozumiałem, że stary Kościół miał rację, a protestanci i platończycy byli w błędzie — jesteśmy naszymi ciałami, a zmartwychwstanie stanowi jedyną odpowiedź. Eulalia przywróciła mi chęć do życia. Stworzyła mnie w taki sam sposób, w jaki ten chłopiec stworzył ciebie, tak mi się wydaje. Niestety, to smutna prawda, wykorzystał cię — twoją seksualną niewinność, twoje znudzenie mieszczańskim życiem, twój młodzieńczy idealizm, twój brazylijski romantyzm. Eulalia wykorzystała mnie w identyczny sposób — moją mile połechtaną męskość, moje przyzwyczajenie do wspólnego mieszkania, uzależnienie od kobiet, w które popada pieszczoszek mamusi. Dopiero gdy się zorientowałem, że próbuje skokietować moją ośmioletnią córkę i robi to nieudolnie, szarżuje, obudziłem się — albowiem miłość jest snem, Isabel, ale widzą to wszyscy poza tymi, którzy śnią. To środek znieczulający, który stosuje natura, gdy zabiera nam dzieci.

[…]

Przez dwa lata Isabel studiowała historię sztuki w Universidade de Brasilia. W mroku sali wykładowej ukazywały się i znikały wyświetlane na ekranie malowidła jaskiniowe, katedry, obrazy historyczne, impresjonistyczne krajobrazy. Wszystko było francuskie. Sztuka była francuska, wykładowcy grasejowali i wymawiali nosowo francuskie głoski. Och, zdarzały się również kambodżańskie świątynie i niemieckie drzeworyty, a mówiąc o sztuce po 1945 roku, należało również wspomnieć o szkole nowojorskiej, ale w końcu wszystko to było efektem ubocznym albo szczególnie pomysłowym barbarzyństwem w porównaniu z Chartres i Cezanne'em. Isabel dowiedziała się, że prawdziwa kultura jest sprawą zadziwiająco lokalną, czysto europejską, głównie francuską. Tylko biologia jest światowa — dodając miliardy kopulacji.

[…]

Isabel pomyślała, jakie to przerażające, że człowiek nie dorasta, wzbogacając po prostu własne doświadczenia, lecz traci swoje wcześniejsze "Ja". Przed nami ciemność i za nami ciemność.

[…]

Tristao zaprotestował świętoszkowato przeciwko kondomowi, ale Odete wytłumaczyła mu, że to tylko dla jego dobra, ponieważ zepsute dziewczyny, takie jak ona, nie żyją długo. Jest wiele chorób, a późne godziny pracy i ciągle napięcie sprzyjają uzależnieniu od narkotyków, poza tym po świecie chodzi mnóstwo chorych mężczyzn, którzy zabijają dziwki dla sportu. […] Lepsze krótkie życie niż żadne. Na łożu śmierci nawet najdłuższe życie wydaje się zbyt krótkie.

[…]

Tristao czuł się lekko znudzony. Dziewczyny, które przewinęły się przez jego życie, chętne do pieprzenia, przekonywały go, że idealna miłość, która połączyła jego i Isabel, jest niebezpieczna i apodyktyczna. Miłość jest wszędzie, odkrył Tristao, i nie rozwiązuje żadnych problemów. Prawdę mówiąc, stwarza je. Mężczyźni spacerujący w południe ulicami Sao Paulo i z podnieceniem omawiający interesy nie kochają się o trzeciej nad ranem. Tristao zadrżał wewnętrznie, widząc, jak słabo jego życie trzyma się jakiegokolwiek wzorca poza postępującym rozkładem od urodzenia do śmierci. Trwał uparcie przy idealnym wizerunku Isabel jak przy jedynej jasnej nitce w swej ciemnej przyszłości.

[…]

Po co właściwie mamy żyć? — Isabel spytała go. — Myślisz, że światu — zatoczyła dłonią krąg, jak gdyby pokazywała nawet obszary poza Mato Grosso — zrobi jakąkolwiek różnicę, czy umrzemy wcześniej czy później? Po co walczyć choćby o jeden dzień, Tristao?

Spojrzał na nią z rezerwą, przechylając lekko głowę na bok i mrużąc oczy, jak to czynił, gdy był tylko małym plażowym złodziejaszkiem, chociaż od tamtych czasów na jego twarzy pojawiły się pierwsze zmarszczki. Grzechem jest nawet pytać o to — powiedział. — po prostu mamy obowiązek żyć. Nie istnieje nikt — krzyknęła, tym razem wskazując na niebo — kogo obchodziłoby, co jest twoim obowiązkiem! Boga nie ma, a nasze życie jest straszliwym przypadkiem! Urodziliśmy się w cierpieniu, także cierpienie, głód, żądza i strach popychają nas bez żadnego celu.

[…]

Jestem [mówi o sobie Isabel – przyp. aut.] tylko straszliwie zrozpaczoną kobietą, która przyszła do ciebie błagać, byś pomógł jej swą magią. Ianopamoko przetłumaczyła. Szaman skrzywił się i wymamrotał coś, przerywając sobie gniewnym grzechotem marakasa [rodzaj laski – przyp. aut.].  Mówi — szepnęła Ianopamoko — że magia to męska sprawa. Kobiety są ziemią i wodą, mężczyźni powietrzem i ogniem. Kobiety są — nie jestem pewna znaczenia tego słowa, myślę, że oznacza ono „nieczyste", ale ma również sens: „coś skomplikowanego". […] Magia jest sposobem przekształcania natury. — To chyba właśnie znaczyły jego słowa. — Niczego nie da się stworzyć, tylko Monan [bóg Indian – przyp. aut.] to potrafi, a on już dawno temu zmęczył się tworzeniem, albowiem zobaczył, jaki chaos ludzie uczynili z jego świata. Magia może jedynie coś przestawić i zamienić, tak jak pionki w grze. Gdy coś stąd przenosimy tam, coś stamtąd musimy przenieść tutaj. Każda korzyść wymaga ofiary, gdzie indziej. Czy mnie rozumiesz? Życie nas ograbia, kradnie nam nas samych, kawałek po kawałku. To, co w końcu z nas zostaje, jest już kimś innym.

[…]

On [szaman – przyp. aut.] mówi — przetłumaczyła swoim cichym głosem Ianopamoko — że przeszłości nie można zmienić, a przeszłość i przyszłość są niczym korzenie i gałęzie jednego potężnego drzewa. Mówi, że magia jest dobra dla owocu tylko w chwili, gdy spada.

[…]

Indianie, kradnący bulwy manioku z pozostawionych bez opieki pól, wskazywali na chatę i mówili: „Skały się ścierają", odwołując się do mitu, gdzie jeden z dwóch synów Mairy-Monana, Arikut, zły i lekkomyślny, został zmiażdżony między ścierającymi się skałami, jednakże jego bliźniaczy brat, Tamendonar, dobry i spokojny, przywrócił mu życie.

[…]

Mamy, Isabel, narodową fundację do spraw Indian, FUNAI, która rozporządza znacznymi funduszami i wokół której robi się dużo szumu. Indianie, Indianie, wszędzie, gdzie rząd chce uczynić krok, ma ich pod nogami. Zostawiono im ogromne tereny — nad Amazonką, nad Xingu, w Pantanal — żeby swawolili, próżnowali i napadali nawzajem na swoje kobiety. Ale mówiąc poważnie — i tu zwracam się do pana Raposo [nazwisko Tristao – przyp. aut.] — jak można pozwolić, by interesy stu tysięcy ludzi niemal pierwotnych hamowały postęp kraju liczącego ponad sto milionów mieszkańców! Troszczmy się o Indian, tak! Żałujmy dawnych okrucieństw, tak! Ale czy jeden ciemny, schorowany Indianin jest naprawdę wart tysiąca cywilizowanych mężczyzn i kobiet? Pytam pana.  Oczywiście, że nie — odpowiedział Tristao. — Ale wart jest jednego cywilizowanego mężczyzny czy cywilizowanej kobiety, prawda? Jest Brazylijczykiem, jak my wszyscy.  Ojciec Isabel zdał sobie sprawę, że ugodziła go strzała mądrości, uprzejma, lecz cięta uwaga. Uśmiechnął się z zakłopotaniem, jakiego Isabel nigdy u niego nie widziała.

[…]

Mimo to Tristao nigdy nie czuł się w Sao Paulo jak w domu. Z wyjątkiem swej codziennej marszruty do dzielnicy przemysłowej oraz szlaków do ulubionych restauracji i domu na plaży w Ubatuba, zawsze błądził, odkrywając, że jeździ w kółko tym samym wiaduktem albo krąży w tej samej dzielnicy, a może innej, która wygląda identycznie. Nie potrafił otrząsnąć się z wrażenia, które odniósł podczas swego pierwszego pobytu w tym mieście, prawie dwadzieścia lat temu, a mianowicie, że nie ma ono granic ani kształtu w porównaniu z Rio, gdzie plaże i góry, przypominające bochny chleba, ściskają ulice w ciąg wąskich przesmyków, gdzie zawsze widać na widnokręgu nie oswojoną naturę — nagie szczyty gór i skąpane w słońcu morze. Gdy oboje z Isabel — jak przystało ludziom o ich statusie społecznym — podróżowali do Paryża i Rzymu, Nowego Jorku i Tokio, Buenos Aires i Mexico City, wszystko przypominało mu — poza wyraźną różnicą między wieżą Eiffla a Koloseum — Sao Paulo, cementowo-szare rozrastanie się miast, pożerających planetę. Z nostalgią wracał myślą do bezludzia Mato Grosso, kiedy po raz pierwszy przemierzali je z Isabel, przypominał sobie delikatny zapach rdzenia drzewnego, stada flamingów na tle płynących w kierunku wschodnim błękitno-brzuchych chmur, widziane z dołu sylwetki pinheiros, powiewające do nich gałęziami z dalekiego różowego urwiska, gdy układali się do snu. Myślał o tym, jak w najgorszych czasach jej jasne ciało utrzymywało go przy życiu, karmiąc miłością.

[…]

Tristao i ja odkryliśmy — dobrowolnie udzieliła informacji Isabel, sprowokowana stwierdzeniem stryja, iż jest doświadczoną mężatką — że czasami dobrze nam robi, jeśli udajemy, że nigdy przedtem się nie spotkaliśmy, że po prostu przypadkiem znaleźliśmy się w jednym pokoju.  Stryj Donaciano wydawał się nieco zdenerwowany i zakłopotany jej wyznaniem. Drażniąc się z nim dalej, Isabel rzekła pouczającym tonem: Kobiety również nie cierpią tyranii seksu i konieczności społecznej legalizacji tego, czym rządzi natura, i co być może jest sprawą przemijającą. Kobiety i mężczyźni znajdują się na przeciwnych biegunach — ich łączenie się w pary przypomina chwilę, gdy ptak chwyta rybę.

[…]

Teraz, gdy szedł bez towarzystwa, w szarym garniturze, ściągał na siebie uwagę młodych kobiet we frywolnych strojach, jak również niektórych mężczyzn w nieprawdopodobnie opiętych dżinsach i o twarzach wymalowanych tak wymyślnie i starannie, jak to robią Indianie. Tristao szedł prosto pasiastym, czarno-białym chodnikiem; nocne powietrze, dreszcz podniecenia, dźwięki samby i forró [tańce latynoamerykańskie- przyp. aut.], wesołość spleciona z zapachem kawy, piwa i tanich perfum — tego pragnął, chciał pozbyć się stęchłej woni przeszłości Isabel, przykrej prawdy, że została tam większa jej część, niż mógłby kiedykolwiek posiąść. Uświadomił sobie, co pomogło mu wrócić na chwilę do apartamentu, że jego starania, by ją posiąść, zwichrowały mu życie i nie ma od tego odwołania — zostało zbrukane morderstwem i ucieczką.  Tristao pragnął uwolnić głowę od tego zamętu bezużytecznych myśli. Również tęsknił za dawną niewinnością.

[…]

Tristao leżał twarzą w dół, szczerząc w lekkim, uprzejmym uśmiechu nieskazitelne zęby, z dłonią podłożoną pod brodę dziecinnym gestem, tak jak zwykł zasypiać. Na wpół otwarte oczy — źrenic nie było widać spod opuszczonych powiek — miały połysk muszelek wyrzuconych przez fale na brzeg. Palce nagich stóp, które bezustannie omywała spieniona woda, były zanurzone w piasku, kostki nóg zgięte pod kątem prostym w śmiertelnym odrętwieniu. Jego sztywne ciało, lgnące do piasku, zdawało się mówić: „Wierność".

[…]

Isabel podciągnęła się odrobinę wyżej i rozchyliła szlafrok, tak że głowa Tristao spoczęła na jej ciepłej piersi, objęła go ramieniem i błagała serce, by przestało bić. Czekała, aż martwe ciało kochanka uniesie ją, niczym delfin, w podwodne królestwo śmierci. Wiedziała, co czuje mężczyzna w chwili poprzedzającej pieprzenie, jego dusza pręży się, by zatonąć w zmysłowej ciemności.

John Updike, Brazylia

Historia Updike’a to znowu opowieść o miłości i śmierci w tym zawsze długim a zatem przeciągającym się w grze namiętności pocałunku, któremu przygląda się brazylijskie cruzeiro rozwarstwione społecznie aż do nieprzytomności. Isabel i Tristao to jak para kochanków zbyt hałaśliwe wyrzucona na brzeg „obcego” świata, żeby mogło przetrwać to, co niezwyciężone.  



powrót ››