Blog

 

03.11.2018

Kiedy byliśmy sierotami cz.2

[…]

to prawda, że wychowujesz się wśród przedstawicieli najróżniejszych nacji. Chińczyków, Francuzów, Niemców, Amerykanów i tak dalej. Byłoby więc w pełni zrozumiałe, gdybyś wyrósł trochę na mieszańca. Ale nic w tym złego. […] Wówczas wszyscy traktowalibyśmy się nawzajem znacznie lepiej. Na pewno byłoby mniej wojen. O, tak. Może któregoś dnia te wszystkie konflikty wygasną i wcale nie stanie się to dzięki działalności mężów stanu, Kościołów czy organizacji takich jak ta [mowa o organizacji charytatywnej wspierającej wychodzenie Chińczyków z biedy, zacofania i z europejskiego zniewalającego daru…opium – przyp. aut.]. Stanie się tak dlatego, że ludzie się zmienią. Będą podobni do ciebie, Bąbel. Będą ludźmi z pogranicza kultur. Więc dlaczego nie miałbyś zostać mieszańcem? To zdrowe. [Tak – przyp. aut.]] jak ta żaluzja – wskazałem okno – gdyby pękł sznurek. Wszystko mogłoby się rozsypać. […] Może masz rację. Przypuszczam, że jest to coś, od czego nie da tak łatwo uciec. Ludzie muszą mieć poczucie przynależności. Do narodu, rasy. W przeciwnym razie, kto wie co mogłoby się stać? Być może nasza cywilizacja runie. I wszystko się rozsypie, jak to ująłeś. Westchnął, jakbym pokonał go w dyskusji.

[…]

Kazuo Ishiguro, Kiedy byliśmy sierotami

Parafrazując a raczej i nie inaczej jak zadając najpierw sokratejskie pytanie: a może właśnie się rozsypuje, bo nie chcemy znać ani nie znamy się wystarczająco? Wystarczająco, czyli oraz jak? Co zatem jest za tymi rozsupłanymi już żaluzjami, kiedy przed oczami półmroku zbraknie?
Tożsamość kulturowa, narodowa w końcu co najważniejsze ta własna to samo-świadomość różniczkująca a nie tamta co nie na niby wyuczona piętnuje jak przyzwyczajenie. Wszelkie różnice to najpierw ten sam chleb powszedni który zagryzamy sami co dzień w sobie, tak więc czy tamte obce co noc nie pachną jakby swojsko?

 



powrót ››