Blog

 

16.10.2019

Tatuażysta z Auschwitz

[…]

Dostaniecie dwa posiłki dziennie. Jeden rano, a drugi wieczorem. Jeśli dożyjecie wieczora – dodaje z ponurym uśmiechem. – Po porannym posiłku będziecie pracować, dopóki nie każemy przestać. Będziecie dalej rozbudowywać ten obóz. Przywieziemy tu bardzo, bardzo dużo ludzi. – Półuśmiech na jego twarzy zamienia się w grymas dumy. – Róbcie, co wam każe wasz kapo i ludzie od planów budowlanych, a doczekacie zachodu słońca.

[…]

Charakter masz równie silny jak ciało? Lale [główny bohater powieści – słowacki Żyd – przyp. aut.] patrzy Pepanowi [pierwszy tatuażysta obozowy – przyp. aut.] w oczy. – Zrobię wszystko, żeby przeżyć. – Może się jeszcze okazać, że twoja siła to zarazem twoja największa słabość, zważywszy, gdzie się znajdujemy. Urok osobisty i uśmiech na twarzy mogą ci ściągnąć kłopoty na głowę. – Zrobię wszystko, żeby przeżyć. – W takim razie może zdołam pomóc. – Masz wysoko postawionych znajomych? Pepan wybucha śmiechem i przyjaźnie klepie Lalego w plecy. – Nie, nie mam żadnych wysoko postawionych znajomych. Powiedziałem ci już, jestem Tätowierer. I słyszałem, że wkrótce zaczną tu przywozić znacznie więcej ludzi. Obaj w milczeniu rozważają słowa Pepana. Lale nie może się opędzić od myśli, że ktoś gdzieś podejmuje decyzje, wybiera numery – skąd? Jak się decyduje, kto ma tu przyjechać? Na jakich danych opierają się takie decyzje? Na rasie, religii czy polityce? – Intrygujesz mnie, Lale. Masz w sobie coś, co mnie zafascynowało. Było w tobie tyle siły, że nawet osłabione ciało nie zdołało jej ukryć. Dzięki temu siedzisz tu teraz przede mną. Lale słyszy Pepana, ale sens jego słów mu umyka. W miejscu, gdzie teraz siedzą, ludzie umierają co dzień, co godzinę, co minutę. – Chciałbyś ze mną pracować? – pytanie Pepana wyrywa Lalego z ponurej zadumy. – Czy wolisz dalej robić to co teraz? – Robię, co mogę, żeby przeżyć. – Więc przyjmij moją propozycję. – Chcesz, żebym tatuował innych? – Ktoś to musi robić. – Nie wiem, czy dałbym radę. Skaleczyć kogoś, zrobić mu krzywdę... To przecież naprawdę boli. Pepan odwija rękaw, spod którego wyłania się jego własny numer. – Boli jak cholera. Jeśli ty nie weźmiesz tej pracy, na twoje miejsce przyjdzie kto inny, ktoś bezduszny i sprawi tym ludziom jeszcze więcej bólu. – Praca dla kapo to nie to samo co profanacja ciał setek niewinnych ludzi.

[…]

– Kapo [nadzorca więźniów obozu – przyp. aut.] cię szukał – mówi mężczyzna. – Aron mógł mu powiedzieć, że jesteś chory, ale bał się, że wtedy znowu każe cię wrzucić na wózek z trupami, więc powiedział, że już cię zabrali. – I kapo dowiedział się, że to nieprawda? – Nie. – Więzień ziewa wyczerpany po całym dniu pracy. – Ale tak go to wkurzyło, że i tak zabrał Arona. Lale z najwyższym trudem powstrzymuje łzy.  Drugi z towarzyszy z pryczy przewraca się na bok. – Napchałeś mu głowę wielkimi pomysłami. Chciał uratować „jedno życie”. – „Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby ratował cały świat” – kończy cytat Lale.

[…]

Budynek z czerwonej cegły góruje nad nimi, wielkie okna maskują jego przeznaczenie, ale ogromne kominy zdradzają przerażającą prawdę. Dwaj esesmani przy wejściu żartują z Baretzkim [niemiecki rówieśnik, esesman i „przyjaciel” Lalego – przyp. aut.] i ignorują Lalego. Wskazują im zamknięte drzwi wewnątrz budynku. Lale rozgląda się po tym ostatnim odcinku drogi ku śmierci w Birkenau. Widzi członków Sonderkommando [specjalny oddział z więźniów obozu – przyp. aut.], przybitych, gotowych do pracy, której nikt na świecie nie chciałby wykonywać: zbierają ciała pomordowanych z komór gazowych i przenoszą je do pieców. Próbuje nawiązać z nimi kontakt wzrokowy, dać im znać, że on również został zmuszony do pracy dla wroga. On też postanowił walczyć o życie tak długo, jak to możliwe, nawet kosztem splugawienia ludzi własnej wiary. Jednak żaden nie patrzy mu w oczy. Lale słyszał, co inni więźniowie mówią o tych mężczyznach i ich przywilejach – oddzielne kwatery, dodatkowe racje, ciepła odzież i koce do spania. Jego życie wygląda podobnie, a on sam czuje teraz ucisk w żołądku na myśl, że nim również pogardzają za rolę, jaką odgrywa w obozie. Nie umie w żaden sposób wyrazić solidarności z tymi ludźmi, więc po prostu mija ich i idzie dalej.

[…]

Oprócz Cilki [przyjaciółka Lalego z obozu kobiecego – przyp. aut.] wśród dziesiątków tysięcy więźniów Birkenau jest jeszcze jedna dziewczyna, której wartownicy pozwolili zachować długie włosy. Jest mniej więcej w wieku Gity. Lale nigdy z nią nie rozmawiał, ale widuje ją od czasu do czasu. Wyróżnia się wśród pozostałych więźniarek jasną, bujną czupryną, podczas gdy wszystkie inne kryją łyse głowy pod chustkami, często zrobionymi z oddartego rękawa koszuli. Pewnego dnia Lale zapytał o nią Baretzkiego. Jak to możliwe, że ma długie włosy?  – Kiedy przywieźli ją do obozu – powiedział mu Baretzki – sam komendant Hoess [główny kat Auschwitz – przyp. aut.] był na selekcji. Zobaczył ją, uznał, że jest piękna, i zakazał ruszać jej włosów.  Lale niejedno już widział, ale nie potrafi zrozumieć, dlaczego Hoess uznał, że spośród setek tysięcy kobiet, które przewinęły się przez oba obozy, tylko jedna jest piękna.

[…]

Mengele [zwyrodniały lekarz niemiecki i eksperymentator na życiu ludzkim w obozie – przyp. aut.] kroczy wzdłuż rzędów milczących więźniów, powoli zbliżając się do stolika tatuażystów. Im bliżej podchodzi, tym bardziej drżą dłonie Leona [pomocnik Lalego – przyp. aut.]. Lale posyła asystentowi uspokajające spojrzenia, ale sukinsyn, który go okaleczył, jest zaledwie kilka metrów od niego. Mengele zatrzymuje się i przypatruje ich pracy. Po chwili przygląda się tatuowaniu całkiem z bliska, a wtedy Lale i Leon z trudem opanowują nerwy. Z twarzy nie znika mu potworny uśmieszek. Mengele próbuje zmusić Lalego, aby spojrzał mu w oczy, ale ten ani na chwilę nie podnosi wzroku znad ramienia, nad którym pracuje. – Tätowierer, Tätowierer [z niem. tatuażysta – przyp. aut.] – mówi Mengele, opierając się o stolik – kto wie, może to dzisiaj cię zabiorę. Przechyla głowę na bok, spoglądając na Lalego z zainteresowaniem, wyraźnie ciesząc się jego napięciem, po czym odchodzi usatysfakcjonowany. Coś lekkiego ląduje na głowie Lalego. Spogląda w górę. Komin krematorium wyrzuca chmurę popiołu w powietrze. Ciałem Lalego wstrząsa dreszcz, igła wypada mu z ręki. Leon stara się go uspokoić. – Lale, co ci jest? Co się dzieje? Zduszony krzyk Lalego przeradza się w łkanie.  – Wy bestie, wy pieprzone bestie! Leon chwyta Lalego za rękę i próbuje go uspokoić, a Mengele patrzy na nich i kieruje się w stronę ich stolika. Wściekłość zasnuła oczy Lalemu czerwoną mgłą. Nie potrafi zapanować nad gniewem. Widząc Mengelego, rozpaczliwie próbuje się uspokoić. Czuje, że zbiera mu się na wymioty. Czuje oddech Mengelego na twarzy. – Wszystko w porządku? – Tak jest, Herr Doktor, wszystko jest w porządku – odpowiada Leon i podnosi igłę, którą upuścił Lale. – Po prostu igła się złamała. Naprawimy to i wrócimy do pracy – kontynuuje. – Coś blado wyglądasz, Tätowierer. Może chcesz, żebym cię przebadał? – pyta Mengele. – Czuję się dobrze, po prostu złamała mi się igła – wykrztusza Lale. Opuszcza nisko głowę, odwraca się i próbuje wrócić do pracy. – Tätowierer! – warczy Mengele. Lale odwraca się do niego, zaciskając szczęki i nie podnosząc wzroku. Mengele wyjmuje pistolet z kabury i trzyma go w opuszczonej swobodnie dłoni. – Mogę cię zastrzelić za to, że śmiałeś się odwrócić do mnie plecami. – Podnosi broń i przykłada Lalemu lufę do czoła. – Spójrz na mnie. Mógłbym cię teraz zastrzelić. Co ty na to?

Heatcher Morris, Tatuażysta z Auschwitz



powrót ››