14.03.2020
[…]
A przecież u podstaw leży jakaś idea, Geralt. Konflikt sił Porządku z siłami Chaosu, jak mawiał pewien mój znajomy czarodziej. Wyobrażałem sobie, że wypełniasz misję, bronisz ludzi przed Złem, zawsze i wszędzie. Bez różnicowania. Stoisz po wyraźnie określonej stronie palisady. - Siły Porządku, siły Chaosu. Strasznie szumne słowa, Borch [imię czarodzieja – przyp. aut.]. Koniecznie chcesz mnie ustawić po którejś stronie palisady w konflikcie, który, jak się powszechnie uważa, jest wieczny, zaczął się grubo przed nami i będzie trwał, gdy nas już dawno nie będzie. Po czyjej stronie stoi kowal, który podkuwa konie? Nasz oberżysta, który właśnie pędzi tu z saganem baraniny? Co, według ciebie, określa granicę między Chaosem a Porządkiem? - Rzecz bardzo prosta - Trzy Kawki spojrzał mu prosto w oczy. - To, co reprezentuje Chaos, jest zagrożeniem, jest stroną agresywną. Porządek zaś, to strona zagrożona, potrzebująca obrony. Potrzebująca obrońcy.
[…]
Mój znajomy czarodziej zwykł był mawiać, że w naturze każda istota ma swoją kontynuację i przetrwa, takim czy innym sposobem. Koniec jednego to początek drugiego, nie ma granic możliwości, przynajmniej natura nie zna takich. - Wielkim optymistą był twój znajomy czarodziej. Jednego tylko nie wziął pod uwagę: błędu popełnionego przez naturę. Lub przez tych, którzy z nią igrali. Złoty smok i inne podobne mu mutanty, o ile istniały, przetrwać nie mogły. Na przeszkodzie stanęła bowiem bardzo naturalna granica możliwości. - Jakaż to granica? - Mutanty - mięśnie na szczękach Geralta drgnęły silnie - mutanty są sterylne, Borch. Tylko w legendach może przetrwać to, co w naturze przetrwać nie może. Tylko legenda i mit nie znają granic możliwości.
[…]
[Yennefer z Yengerbergu, czarodziejka – przyp. aut.] Dotknęła głowy czarnej pustułki. Ptak nastroszył się, bezgłośnie otwierając krzywy dziób. - Emocje, kaprysy i kłamstwa, fascynacja i gra. Uczucia i ich brak... Dary, których nie wolno przyjąć... Kłamstwo i prawda. Czym jest prawda? Zaprzeczeniem kłamstwa? Czy stwierdzeniem faktu? A jeżeli fakt jest kłamstwem, czym jest wówczas prawda? Kto jest pełen uczuć, które nim targają, a kto pustą skorupą zimnego czerepu? Kto? Co jest prawdą, Geralt? Czym jest prawda? - Nie wiem, Yen. Powiedz mi. - Nie - powiedziała i spuściła oczy. Po raz pierwszy. Nigdy przedtem nie widział, by to robiła. Nigdy. - Nie - powtórzyła. - Nie mogę, Geralt. Nie mogę ci tego powiedzieć. Powie ci to ten ptak, zrodzony z dotknięcia twojej dłoni. Ptaku? Czym jest prawda? - Prawda - powiedziała pustułka - jest okruchem lodu.
[…]
[mowa Jaskiera, poety i barda Geralta z Rivii – przyp. aut.] Tobie wydaje się, że jesteś inny. Ty obnosisz się z innością, z tym, co uważasz za nienormalność. Ty się z tą nienormalnością nachalnie narzucasz, nie rozumiejąc, że dla większości ludzi, którzy myślą trzeźwo, jesteś najnormalniejszy pod słońcem i oby wszyscy byli tacy normalni. Co z tego, że masz szybszą reakcję, pionowe źrenice w słońcu? Że widzisz po ciemku jak kot? Że rozumiesz się na czarach? Wielka mi rzecz. Ja, mój drogi, znałem kiedyś oberżystę, który potrafił przez dziesięć minut bez przerwy puszczać bąki, i to tak, że układały się w melodię psalmu „Witaj nam, witaj, poranna jutrzenko". Nie bacząc na niecodzienny bądź co bądź talent, był ów oberżysta najnormalniejszy wśród normalnych, miał żonę, dzieci i babkę dotkniętą paraliżem... - Co to ma wspólnego z Essi Daven [poetką zwaną Oczko – przyp. aut.]? Możesz wyjaśnić? - Oczywiście. Bezpodstawnie wydało ci się, Geralt, że Oczko zainteresowała się tobą z niezdrowej, wręcz perwersyjnej ciekawości, że patrzy na ciebie jak na raroga, dwugłowe cielę albo salamandrę w zwierzyńcu. I natychmiast nadąsałeś się, dałeś przy pierwszej okazji niegrzeczną, niezasłużoną reprymendę, oddałeś cios, którego ona nie zadała. Przecież byłem świadkiem. Świadkiem dalszego biegu wydarzeń już nie byłem, ale dostrzegłem waszą ucieczkę z sali i widziałem jej zaróżowione jagody, gdyście wrócili. Tak, Geralt. Ja cię tu ostrzegam przed błędem, a tyś go już popełnił. Chciałeś się na niej zemścić za niezdrową w twoim mniemaniu ciekawość. Postanowiłeś tę ciekawość wykorzystać.
[…]
Dowiemy się, dokąd prowadzą te schody [mowa o schodach w głąb oceanu po których stąpa się do głębin morskich gdzie żyją waleczne potwory – przyp. aut.]. Więcej, zejdziemy tymi schodami. Sprawdzimy, co jest po tamtej stronie oceanu, jeżeli w ogóle coś tam jest. I wyciągniemy z tego oceanu wszystko, co tylko da się wyciągnąć. A jeśli nie my, to zrobią to nasze wnuki albo wnuki naszych wnuków. To tylko kwestia czasu. Tak, zrobimy to, choćby ten ocean miał stać się czerwony od krwi. I ty o tym wiesz, Essi, mądra Essi, która piszesz kronikę ludzkości swoimi balladami. Życie to nie ballada, mała, biedna, pięknooka poetko zagubiona wśród swoich pięknych słów. Życie to walka. A walki nauczyli nas właśnie owi więcej od nas warci wiedźmini. To oni pokazali nam drogę, oni utorowali ją dla nas, oni zasłali ją trupami tych, którzy stali nam, ludziom, na przeszkodzie i zawadzie, trupami tych, którzy bronili przed nami tego świata. My, Essi, tylko tę walkę kontynuujemy. To my, nie twoje ballady, tworzymy kronikę ludzkości.
[…]
[Eithne, królowa druidek z lasów Broklionu – przyp. aut.]] Ci, których znam, to białe szkielety, leżące w nekropoliach Craag Ań, tam, w głębi lasu. W marmurowych grobowcach, na stosach żółtego metalu i błyszczących kamyków. A Brokilon trwa, drzewa szumią nad ruinami pałaców, korzenie rozsadzają marmur. Czy twój Venzlav [król sąsiedniej krainy – przyp. aut.] pamięta, kim byli ci królowie? Czy ty to pamiętasz, Gwynbleidd? A jeżeli nie to jak możesz twierdzić, że coś się kończy? Skąd wiesz, komu przeznaczona jest zagłada, a komu wieczność? Co upoważnia cię, by mówić o przeznaczeniu? Czy ty chociaż wiesz, czym jest przeznaczenie?
[…]
[Yennefer z Yengerbergu, czarodziejka – przyp. aut.] warknęła nagle, poczuł, jak tężeje i pręży się jej ramię, przyciśnięte do jego piersi. - Bawią się. Świętują odwieczny cykl odradzającej się natury. A my? Co my tu robimy? My, relikty, skazane na wymarcie, na zagładę i niepamięć? Natura się odradza, cykl się powtarza. Ale nie my, Geralt. My nie możemy się powtarzać. Pozbawiono nas tej możliwości. Dano nam zdolność robienia z naturą rzeczy niezwykłych, niekiedy wręcz sprzecznych z nią. A jednocześnie zabrano nam to, co w naturze jest najprostsze i najnaturalniejsze. Cóż z tego, ze żyjemy dłużej niż oni? Po naszej zimie nie będzie wiosny, nie odrodzimy się, to, co się kończy, skończy się wraz z nami. Ale i ciebie, i mnie ciągnie do tych ognisk, chociaż nasza obecność tutaj to złośliwa i bluźniercza drwina z tego święta.
[…]
Jestem twoim przeznaczeniem? Powiedz! Jestem twoim przeznaczeniem? Yurga [kupiec – przyp. aut.] zobaczył oczy wiedźmina. I zdziwił się bardzo. Słyszał cichy płacz Złotolitki [Ciri, córki królowej Calanthe z Cintry – przyp. aut.], czuł drganie jej ramion. Patrzył na wiedźmina i czekał, cały spięty, na jego odpowiedź. Wiedział, ze nie zrozumie tej odpowiedzi, ale czekał na nią. I doczekał się. - Jesteś czymś więcej, Ciri. Czymś więcej.
Andrzej Sapkowski, Wiedźmin, Miecz przeznaczenia [tom II]