17.04.2020
[…]
Lęk nigdy nie bywa irracjonalny, powstrzymał się od sprostowania Geralt. Pomijając zaburzenia psychiczne. To jedna z pierwszych rzeczy, której uczyło się małych wiedźminów. Dobrze jest odczuwać strach. Odczuwasz strach, znaczy, jest się czego bać, bądź więc czujny. Strachu nie trzeba pokonywać. Wystarczy mu nie ulegać. I warto uczyć się odeń.
[…]
Przed obwisłym w paraliżującym chwycie sękatych łap Geraltem stał oto zupełnie inny Sorel Degerlund. Sorel Degerlund triumfujący, przepełniony pychą i butą. Sorel Degerlund szczerzący zęby w złośliwym uśmiechu. Uśmiechu każącym myśleć o skolopendrach, przeciskających się przez szpary pod drzwiami. O rozkopywanych grobach. O białych robakach wijących się w padlinie. O tłustych końskich muchach poruszających nóżkami w talerzu rosołu. Czarodziej podszedł bliżej. W dłoni trzymał stalową szprycę z długą igłą. - Wyrolowałem cię jak dziecko, tam, na polanie - wycedził. - Jak to dziecko się okazałeś naiwny. Wiedźmin Geralt z Rivii! Choć instynkt go nie mylił, nie zabił, bo nie miał pewności. Bo jest dobrym wiedźminem i dobrym człowiekiem. Powiedzieć ci, dobry wiedźminie, kim są ludzie dobrzy? To tacy, którym los poskąpił szansy skorzystania z dobrodziejstw bycia złymi. Względnie tacy, którzy szansę taką mieli, ale byli za głupi, by z niej skorzystać. Nieważne, do której grupy się zaliczasz. Dałeś się podejść, wpadłeś w pułapkę i gwarantuję, że nie wyjdziesz z niej żywy. Uniósł szprycę. Geralt poczuł ukłucie, a zaraz po nim palący ból. Ból przeszywający i mroczący oczy, wyprężający całe ciało, ból tak okropny, że z najwyższym wysiłkiem powstrzymał się od krzyku. Serce zaczęło mu bić jak szalone, przy jego zwykłym tętnie, czterokrotnie wolniejszym niż tętno zwykłego człowieka, było to wyjątkowo przykrą sensacją. W oczach mu pociemniało, świat wokół zawirował, rozmazał się i rozpłynął.
[…]
Ten zaś, gdy ma do wyboru zdarzeń wersję prawdziwą lub wersję atrakcyjną, zawsze wybiera tę drugą którą dodatkowo ubarwia. Wszelkie zarzuty zaś w tym względzie kwituje sofizmatem, że jeśli coś nie jest zgodne z prawdą, to wcale nie musi oznaczać, że jest kłamstwem. - Odgaduję poetę. To Jaskier, oczywiście. A historia ma swoje prawa. - Historia - uśmiechnął się wiedźmin - to relacja, większością kłamliwa, ze zdarzeń, większością nieistotnych, zdawana nam przez historyków, większością durniów. - Również tym razem odgaduję autora cytatu - wyszczerzył zęby Addario Bach. - Vysogota z Corvo, filozof i etyk. Jak również historyk. Względem zaś proroka Lebiody... Cóż, historia, jak się rzekło, to historia. Ale słyszałem, że w Novigradzie kapłani wyjmują czasem szczątki proroka z sarkofagu i dają wiernym do ucałowania. Gdybym tam akurat był, tobym się jednak od całowania powstrzymał.
[…]
Wypatrujesz kogoś? - Człowieka... o białych włosach... Był tu... A może... Sama już nie wiem...- Nikogom tu nie widziała - odparła kobieta. Zza jej pleców, zza plandeki, wyjrzały główki dwojga dzieci. - Baczę, żeś w drodze. - Kobieta wskazała oczami węzełek i kosturek Nimue. - Ja ku Dorian jadę. Chcesz, podwiozę. Jeśli i ty w tę stronę. - Dzięki – Nimue [Pani Jeziora – przyp. aut.] wdrapała się na kozioł. - Dzięki stokrotne. - No! - Kobieta strzeliła lejcami. - Tedy jedziem! Wygodniej jechać, niż piechty drałować, nie? Oj, musiałażeś setnie się utrudzić, że cię tak śpik zmorzył, by się przy samej drodze pokłaść. Spałaś, powiadam ci... - Jak kamień - westchnęła Nimue. - Wiem. Zmęczyłam się i zasnęłam. A do tego miałam... - No? Co miałaś? Obejrzała się. Za nią był czarny las. Przed nią droga wśród szpaleru wierzb. Droga ku przeznaczeniu. Opowieść trwa, pomyślała. Historia nie kończy się nigdy. - Miałam przedziwny sen.
Andrzej Sapkowski, Wiedźmin, Sezon Burz, tom VIII [Powieść]