Uniszki Zawadzkie. Dwór na wygnaniu
Przy drodze ekspresowej do Gdańska, po obu jej stronach, w odległości 6-ciu km na północ od Mławy, w gminie Wieczfnia Kościelna, leży niepozorna wieś Uniszki Zawadzkie, miejscowość historyczna, choć bardziej dziś kojarzona z bitwą mławską i jej udanymi rekonstrukcjami historycznymi niż z samym dworkiem, którego dzieje jak się okazuje są wcale nie mniej burzliwe.
Początki jego historii sięgają końca XVIII wieku, gdy po śmierci Andrzeja Krajewskiego (†1784), skarbnika zakwrzeńskiego, scheda po nim przypadła dwóm braciom: Dominikowi i Tomaszowi. Nastąpiło wówczas nieformalne podzielenie majątku, a starszy Dominik, także skarbnik zakwrzeński, pobudował drewniany dwór z unikalnym mansardowym dachem, dwór dominujący nad wsią na niewielkim wzniesieniu. Podobnie postąpił jego młodszy brat Tomasz, z zawodu egzekutor podatkowy, ale jego ziemiańska sadyba po drugiej stronie dzisiejszej drogi E7 nie zachowała się do naszych czasów. W 1860 roku, nastąpiło formalne podzielenie majątku na część A i część B, podczas, gdy w pierwszej gospodarzył Ignacy Krajewski, syn Tomasza, w drugiej z naszym barokowym dworem – niejaki Stanisław Cichocki, który skupił w swym ręku dominikową schedę. W 1892 roku folwark Uniszki lit. B rozciągał się na przestrzeni 591 ha, w tym na 266-ciu ha gruntów ornych, a na jego terenie stało 5 murowanych i 19-cie drewnianych budynków, głównie gospodarczych. Od początku XX wieku, uniszkowskie dobra ziemskie przechodziły zmienne koleje losu. Najpierw, znajdowały się w posiadaniu Andrzeja Włodkowskiego (1906-1909), następnie Wincentego Gutmana (1909-1911), potem Józefa Jagniątkowskiego (1911) stając się nawet przez pewien czas przedmiotem spekulacji żydowskich kupców. W 1916 roku, po przejściu na wschód wojennego frontu i po znacznych spustoszeniach, majątek dostał się w ręce Józefa Szteynera, którzy postanowił podnieść go z ruin przy pomocy pożyczki zaciągniętej od Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Dzięki temu pomysłowi, udało się nowemu dziedzicowi zakupić inwentarz żywy i maszyny rolnicze jak również odbudować podupadłe budynki gospodarcze, później także samą pożyczkę równie szybko spłacić. Niestety, w 1924 roku długoletni radca Prokuratury Generalnej umiera, spadek zapisując żonie i 4-em synom, ci zaś wspólnie postanowiliby nadal gospodarzyć na swoim. W końcu lat 30-tych zeszłego wieku majątek ziemski Szteynerów liczył 244 ha, w tym 167 ha samych gruntów rolnych. Do wybuchu ostatniej wojny, wygląd dworu niewiele się zmienił, co najwyżej, od wejścia i z drugiej strony od ogrodu, do istniejącej konstrukcji dostawiono dwa, drewniane ganki, przebudowano również pokoje robiąc miejsce dla wystawnego kominka.
Po powstaniu Rejencji Ciechanowskiej, w 1939 roku, majątek przejęła okupacyjna administracja zarządcza i przez okres wojny z produkcji rolnej kontyngentowała dostawy dla niemieckiego wojska. Z kolei po tzw. wyzwoleniu, w 1945 roku, majątek upaństwowiono, następnie dobra ziemskie rozparcelowano, a w resztówce z dworem i parkiem urządzono najpierw bibliotekę i dom nauczycielski, a potem w pokojach ulokowano pracownie szkolne i mieszkania kwaterunkowe. W 1964 roku, po wybudowaniu nowego gmachu szkolnego i drogi dojazdowej do szkoły, przestrzeń dworska została ostatecznie zniszczona. Odtąd, dwór oddzielony, od spichrza i oficyny drogą publiczną, od parku, w którym, po wycince rozstawiono bramki robiąc miejsce pod boisko szkolne, od stawu, gdzie niegdyś rosły aleje grabowe, stanowił ledwie tło dla wydarzeń dziejących się obok. Za parkanem szkolnym, przy siatce, przez kilka lat, pełnił rolę raczej pomocniczą, stając się azylem dla niechcianych już rzeczy. W końcu, w 1977 roku, nowa placówka szkolna, porzuciła „zabytkowy” dworek oddając go w ręce gminy, a ta próbując go ratować dwukrotnie restaurowała jego substancję zabytkową. W 1982 roku, dzięki staraniom Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Ciechanowie i udanej, 6-cioletniej rekonstrukcji, ponownie oddano obiekt do użytku lokując w nim filię Gminnej Biblioteki Publicznej i czytelnię ludową. W 1997 roku, po kolejnej restauracji i ponownym pokryciu dachu gontem, przez następne 5 lat, miejsce historyczne nadal służyło ukulturalnianiu miejscowej ludności. Dopiero, w 2003 roku, budynek został raz na zawsze opuszczony, powoli też niszczał, dalej popadał w coraz większą ruinę, a i ciążył swą bezdomnością „szpecąc” otoczenie szkolne.
Rozumiejąc tą okoliczność, w 2008 roku, radni gminy Wieczfnia, postanowili sprzedać obiekt zabytkowy, chcąc oddać go w prywatne ręce, które nadadzą mu nowego blasku. W tym celu, rzeczoznawca majątkowy oszacował jego wartość na sumę 157 616 zł określając kubaturę na 256 m² i powierzchnię działki odpowiadającą 1/3 ha z pojedynczymi już drzewami. Z uwagi na jego zabytkową przeszłość, ceną tę obniżono o połowę zaznaczając, że budynek można przeznaczyć na cele mieszkalne, usługi dla oświaty i kultury bądź biura. Do przetargu stanęło dwóch kontrahentów, z których jeden, za niższą cenę, proponował przenieść dworek w inne miejsce na Mazowszu, w otoczenie prawdziwie zabytkowego parku, przy tym rezygnując z zakupu działki, a drugi oferując więcej chciał przeznaczyć go na cele mieszkalne stawiając jednak warunek przebudowy drogi prowadzącej do szkoły. Niestety, obie propozycje uznano za zbyt kosztowne dla gminy, toteż oferty przesłano do społecznych konsultacji, co znaczyło w sam raz tyle, że przetarg przesunięto w czasie ad calendas graecas. W końcu, w 2011 roku, radni postanowili nadać obiektowi nowy wymiar i po konsultacjach z Muzeum Wsi Polskiej w Sierpcu zapadła decyzja o rozbiórce dworu i przeniesieniu go do tamtejszego skansenu. Na przełomie czerwca i lipca tego roku, specjaliści z firmy Altaplan z Wrocławia, przez dwa tygodnie rozłożyli go na części pierwsze, pozostawiając po sobie murowany piec z wysokim na kilka metrów szybem i ledwie widocznym kominem. Zgodnie z dalszym planem, dwór ma zostać ponownie złożony i w sąsiedztwie kilku innych chat wiejskich na nowo pokazany publiczności w całej swej krasie. Jakby tego nie było dość, po rozbiórce, niespodziewanie pojawił się problem z drogą przebiegającą przed szkołą nieopodal miejsca ostatniego postoju naszej budowli. Na drodze, bowiem zapadł się asfalt i odsłonił postronnym dziurę wielkości dużej piłki, a w niej jak okiem sięgnąć ciemne lochy i ceglane mury. No, cóż, prześwit najpewniej pokazał nam wejście do piwnic budynku gospodarczego ongiś zgrabnie sąsiadującego z naszym dworem. Chciałoby się zaraz powiedzieć, że może to odwet pięknego dworu za niespełnione nadzieje albo zawołać głosem wołającego na pustyni, że czas i pora przebudować jednak feralną drogę, bo kto wie, co kryją jeszcze niezbyt mądre pomysły „królów” z czasów Gomułki?
"Tygodnik Ciechanowski" z dnia 11 października 2011 roku, s. 17
Pobierz wersję PDF
powrót ››